niedziela, 23 marca 2014

Prolog

Dziewczyna uniosła dłonie, kiedy i ja to zrobiłam. Tym samym ruchem założyła rudy kosmyk za ucho, zaraz też nakładając na włosy czepiec, który białą koronką charakterystyczną dla niań zebrał niesforne  loki i przycisnął je do skóry głowy. A mimo to długie, rude pukle nie dały się skryć, opadając na plecy falą.
Oderwałam spojrzenie od lustra i wychodząc z pokoju poprawiłam jeszcze szybko fałdy czarnej sukni z białym pasem opinającym ją w biodrach.
- Co tak pędzisz? – spytał Hithain, wyglądając na mnie zza skrętu korytarza. – Jest wcześnie, nie spóźnisz się.
- A przyjść odrobinę za wcześnie też nie zaszkodzi – odpowiedziałam, przechodząc korytarzem w stronę drzwi wyjściowych. Ręka mężczyzny zagrodziła mi drogę, kiedy przechodziłam obok salonu, z którego on dopiero wyszedł.
- Ledwo cię tu przyprowadził i już masz zamiar mi uciec? – spytał, szczerząc się w głupim uśmiechu. Nie podzielałam jego nastroju. – No proszę cię, odpocznij chociaż chwilkę...
- Mam wykonywać rozkazy – stwierdziłam, podnosząc na niego spojrzenie zielonych oczu. Twarde i zimne spojrzenie, pod którym jednak on nie ugiął się ni trochę.
- No właśnie, właśnie – szepnął, zupełnie jakby podchwycił ode mnie myśl. Złapał mnie za ramiona i odwrócił od drzwi wyjściowych. – Powiedział, byś się przygotowała do swej pracy. Nie powiedział jednak, byś się pospieszyła!
- I nie powiedział, że mogę się lenić – warknęłam, chwytając jego nadgarstki i uwalniając ramiona z uścisku mężczyzny.
Nie czekałam już na jego odpowiedź. Nie miałam zamiaru się spierać. Po prostu, uwolniwszy się od niego, przecisnęłam się między Hithainem a ścianą korytarza i wyszłam.
Idąc ulicą musiałam podtrzymywać spódnicę, by ta nie ubrudziła się od kałuż nocnego deszczu. A jednak nic nie mogłam poradzić z butami, które głuchymi plaśnięciami uderzały o bruk ulicy, rozchlapując dookoła wodę.
Pomimo wczesnej pory nie było tu cicho ni pusto. Ludzie zmierzali do swojej pracy, matki lub służki zmierzały ku ożywiającemu się targowi na poranne zakupy, posłańcy już biegali przenosząc wieści, a heroldowie ustawiali się na wysokich podestach, by obwieścić wszem i wobec znaną już od paru dni wiadomość.
Przystanęłam, by posłuchać, bo choć większość ludzi już aż za dobrze pamiętała słowa mężczyzny, to ja, będąc tutaj pierwszy raz, nie wiedziałam, co się dzieje.
- W związku z ostatnią falą napaści i morderstw, z rozkazu Jego Królewskiej Mości Morona III, obowiązuje zakaz wychodzenia z domów po godzinie dwudziestej drugiej. Nocą ulice będą patrolowane przez Gwardię Królewską a każdy, kto będzie podczas Czasu Nocnego poza domem, zostanie zatrzymany pod oskarżeniem tychże napaści nocnych i morderstw – herold o długich, zakręconych wąsach nie lada wysilał swe gardło by przekrzyczeć głośny tłum, ale mimo to znosił swą pracę nad wyraz dobrze. Któż wie, czy to nie przyzwyczajenie już? – W związku z...
Drugi raz już nie chciałam tego słuchać. Unosząc lekko spódnicę tak, by jej nie ubrudzić, a jednocześnie by zbyt wiele nie odsłonić, ruszyłam dalej główną ulicą do bogatszej dzielnicy miasta. Ta oddzielona była od mieszczańskiej murem, którego bram strzegli strażnicy. Choć strzegli to zbyt wiele powiedziane... Po prostu pilnowali, coby żebracy i biedota nie pałętała się po dzielnicy Słońca. Mnie nie zatrzymali, kiedy tylko dostrzegli mój strój niani.
W samym centrum tej bogatej dzielnicy kolejnym murkiem otoczony stał pałac królewski. Jego białe wieże wznosiły się dumnie, górując nad i tak dużymi, wysokimi domami szlachty.
Dom, do którego zmierzałam, w swym bogactwie i rozmiarze nie różnił się od pozostałych. Choć ciężko było to powiedzieć, wśród wielu innych, tak podobnych domów, ten był całkiem pospolity. Dużych, dwuskrzydłowych drzwi z ciemnego drewna strzegły marmurowe filary, podtrzymujące niewielki balkon. A przez duże okna nie można było spojrzeć do środka, bowiem większość z nich nadal była zasłonięta purpurowymi, ciężkimi zasłonami.
Wspięłam się po niskich schodkach, które cichym echem odbiły stuknięcia butów na białym marmurze. Uniosłam dłoń. I zapukałam, dokładnie trzy razy.
Poprawiłam białe mankiety i kołnierzyk, a potem splotłam dłonie na podołku, czekając.
Lokaj, który otworzył drzwi, nie był już młody. Posiwiałe, rzadkie włosy miał gładko ulizane do skóry głowy, a kurze łapki przy kącikach oczu dodawały mu wielu lat. A mimo swej starości był w stanie utrzymać się prosto.
- W czym mogę panience pomóc? – spytał lekko zachrypniętym głosem, dłońmi odzianymi w białe rękawiczki przytrzymując otwarte skrzydła drzwi.
- Jestem Ayna Neren. Od dzisiaj mam zacząć tu pracę jako niania – powiedziałam, skromnie spuszczając spojrzenie. Lokaj mruknął, a potem otworzył drzwi szerzej.
- Zapraszam i proszę za mną – mężczyzna wpuścił mnie do środka, zamykając za mną drzwi.
Korytarz, którym mnie pokierował, był pusty i cichy. Echo naszych kroków odbijało się donośnie wśród marmuru okrytego obrazami i gobelinami, które w jakiś sposób miały uprzyjemnić wnętrze.
Budynek, zbudowany na planie kwadratu, w samym jego centrum był pusty, zostawiając miejsce na niewielki ogród, który o tej porze roku kwitł pełną parą. Idąc tym korytarzem miałam idealny wgląd na ten skrawek zieleni, bo po jednej stronie mijałam drzwi do pokoi, z drugiej zaś tylko kolumny podtrzymywały piętro, pozwalając mieszkańcom rezydencji swobodnie przechodzić z przedpokoju do ogrodu i z powrotem.
- Proszę zaczekać, powiadomię pana domu o twym przybyciu.

~*~

Słysząc pukanie Azel poderwał głowę znad papierów i raportów zalegających na biurku. A potem ruchem ręki zgarnął je wszystkie, wrzucając do szuflady. I zamknął ją.
- Wejść – powiedział, a drzwi posłusznie uchyliły się, wpuszczając do pokoju sylwetkę starego lokaja.
- Panie, przybyła nowa niania dla panicza Naresa – powiadomił mężczyzna.
Zza jego postaci, zza uchylonych drzwi widział rude włosy uciekające spod czepca, choć nie widział twarzy. Mimo wszystko pozostawało to bez znaczenia – w końcu i tak już ją widział i to nie raz.
Nie spodziewał się jej tak szybko. Wprawdzie nie nakazał jej się spieszyć. Miała jeno się przygotować i przybyć. Dziewczyna najwyraźniej wzięła sobie do serca jego rozkaz.
Choć nie tego się spodziewał, to jednak przyjemnie go to zaskoczyło. W jakiś sposób jego mniemanie o tej dziewczynie i jej wytresowaniu dało mu poczucie, że to niezwykle dobry okaz. Nawet, jeśli nazbyt wielkiej możliwości przyrównania nie miał.
- Wpuść ją – nakazał. Lokaj schylił się w półukłonie i już miał wyjść, kiedy zamarł, zatrzymany dalszymi słowami pana domu. – I wezwij mojego syna.
Starzec znowu schylił się w półukłonie i tym razem już wyszedł, wpuszczając zaś do środka dziewczynę. Ta wkroczyła spokojnym, niespiesznym krokiem z dłońmi splecionymi na podołku i schyloną głową idealnie wpasowywała się w rolę służki-niańki.
- Pospieszyłaś się – stwierdził Azel, wstając z fotela i obchodząc biurko, by znaleźć się bliżej niej. Ona nie zareagowała.
- Pan nie zezwolił na obijanie się – odpowiedziała, nie podnosząc spojrzenia.
Oparł się tyłem o biurko, krzyżując ręce na torsie. Nie sądził, że tak łatwo wpasuje się w swoją grę. Nie docenił jej z pewnością. Okazała się o wiele bardziej pojętna niż mógł przypuszczać. Nawet jeśli teraz udawała nawet swoją postawą tą służalczość i pokorę, to gra wychodziła jej tak doskonale, że był w stanie uwierzyć, że naprawdę jest tylko zwykłą służącą.
Cudowne, zaprawdę cudowne narzędzie sobie wytresował...
Szybki, typowo dziecięcy tupot bucików o posadzkę natychmiast oderwał jego myśli od tego samozadowolenia pracą, do której tak naprawdę jedyne, co włożył, to finanse.
Pukanie tym razem było szybsze.
- Wejść – nakazał.
Nie musiał nic mówić, by Ayna odsunęła się nieco na bok, kiedy tylko drzwi się otworzyły. Nie podniosła nawet spojrzenia z ciekawości, kto wszedł. To posłuszne, pokorne usunięcie się w bok było jej jedyną reakcją, kiedy chłopiec wparadował do środka, tupiąc bucikami.
- Ojcze – jego syn stanął prosto. Szybkim, niezbyt ciekawskim spojrzeniem zerknął na dziewczynę, a potem wrócił wzrokiem do pana domu.
Azel uśmiechnął się do Naresa, wyciągając rękę i mierzwiąc jego ciemne, krótkie włosy.
- Synu – zaczął, zabierając dłoń. Tylko po to, by oprzeć ją na drobnym ramieniu dziewczyny. – Oto jest Ayna Neren. Od dziś będzie ona twoją nową nianią.
Kiedy chłopiec, tym razem już z ciekawością przyjrzał się jej, ona, ujmując poły czarnej sukni, dygnęła grzecznie.
- Paniczu – kiedy w końcu podniosła spojrzenie, uśmiechnęła się do chłopca ciepło i przyjaźnie.

~*~

- Moim zdaniem jest za młoda – mruknęła z niezadowoleniem Annea, krzyżując ręce na piersiach, co tylko uwydatniło je pod opinającym materiałem niebieskiej sukni.
Służące, uwijając się dookoła nich, zbierały ze stołu talerze, kielichy i sztućce, zaraz też z nimi opuszczając jadalnię. W zaledwie parę chwil stało się cicho i pusto. Nares, wraz ze swoją nową nianią, siedział w ogrodzie.
- Moja droga – Azel wstał i odsunął krzesło swojej małżonce, by i ona mogła wstać – wiek doprawdy nie ma znaczenia...
- No i te włosy! – warknęła kobieta pospiesznie opuszczając jadalnię. Ściszyła jednak głos, kiedy szli korytarzem, zza którego kolumn mogli doskonale widzieć Aynę i Naresa. Mający zaledwie sześć lat chłopiec siedział na kolanach swojej niani, zaciekle gestykulując przy mówieniu czegoś, a ona z uśmiechem słuchała go uważnie, nie pozwalając, by spadł z jej kolan podczas gwałtownych ruchów rąk podkreślających co ważniejsze części wypowiedzi. Co chwilę oboje śmiali się jakby w rekcji na niezwykle zabawny żart. Czasem to ona coś wtrącała, sprawiając, że chłopiec milkł na chwilę, zmuszony do myślenia.
- O co ci chodzi? – spytał Azel, opierając dłoń na ramieniu żony. Ta szybko strzepnęła jego rękę.
- Mam ci powiedzieć, co myślę o rudzielcach? – warknęła kobieta cicho, byleby tylko ta dwójka w ogrodzie nie usłyszała. Nie wiedziała jednak, że mogłaby tym szeptem mówić będąc za ścianą, a Ayna i tak bez problemu usłyszałaby wszystko, co do słowa.
- Już wiem, co myślisz o ludziach z tymże kolorem włosów.
- Więc czemu to ją zatrudniłeś!? I to jeszcze taką młodą! A jak nam syna zgorszy!? Albo mi cię odbierze!? To co ja wtedy biedna pocznę!?
- Zaraz, zaraz... A ty dokąd?
Kobieta rzuciła mu tylko gniewne spojrzenie, nie odwieszając jednak płaszcza. Zapięła go pod szyją dużą, srebrną klamrą.
- Do mojego młodszego i o wiele przystojniejszego kochanka – mruknęła, otwierając na oścież drzwi. – A tak naprawdę... Idę do łaźni Risy. Mam chęć na masaż stóp i saunę.

~*~

- I nie mogę wchodzić do jego gabinetu, by się potem tata strasznie wkurza – mruknął chłopiec, uwieszony rączkami na moim karku. – A ja chciałbym, by częściej mógł się ze mną bawić. Ale on zawsze się tam zamyka i nikogo nie wpuszcza i nie mogę się z nim nigdy bawić.
Świeżo po kolacji niosłam chłopca do jego pokoju. Wprawdzie mógłby iść sam, ale jednak pragnieniem jego było, by ktoś go poniósł. A dla mnie niesienie chłopca nie było zbytnim wysiłkiem.
- Twój ojciec jest po prostu bardzo zapracowanym człowiekiem – powiedziałam, przyciskając go do siebie jedną ręką, drugą zaś otwierając drzwi.
Podeszłam do jego łóżka, stanowczo zbyt dużego jak na takiego małego chłopca, i posadziłam go na materacu, a ten puścił mój kark.
- To niech nie będzie – mruknął Nares, robiąc niezwykle smutną minkę.
- Ciężko pracuje, by tobie i twojej mamie żyło się dobrze – uniosłam obie dłonie, obejmując jego policzki i całując jego czoło. Chłopiec zaśmiał się wesoło.
- Ale ty się będziesz ze mną bawić, prawda? Nie będziesz tak zapracowana jak on? – spytał z nadzieją.
Choć był to zaledwie jeden dzień, zdążyłam już polubić chłopca. Często się uśmiechał, dużo mówił i cały czas chciał się bawić, domagając się uwagi. A moją rolą tutaj było poświęcanie mu jak najwięcej uwagi. Dlatego Nares miał frajdę, że w końcu ma się z kim bawić.
Jego duże, szare oczka były teraz wpatrzone we mnie z taką ufnością i nadzieją, że aż się uśmiechnęłam do niego, gładząc jego włoski.
- Oczywiście. Zawsze znajdę dla ciebie czas – zapewniłam, a chłopiec, z piskiem radości, podskoczył, zaraz tonąc w stercie poduszek. – Jak tak ci się chce spać, najpierw się przebierz w piżamę.
Znowu chłopiec przyczołgał się do mnie, a ja ściągnęłam mu skórzany, elegancki kaftanik i koszulę. I kiedy już przyodziałam go do spania, złożyłam jego ubrania i schowałam je do dużej szafy z ciemnego drewna. W lustrze, które wisiało po wewnętrznej stronie drzwi widziałam, że chłopiec mi się przygląda znad poduszki.
- Naniu, a gdybym miał koszmar...
- Zawsze możesz pobiec do twojej mamy – powiedziałam, zamykając drzwi szafy. Podeszłam. I usiadłam na brzegu łóżka. – Jestem pewna, że bardzo się ucieszy, że jej tak ufasz.
Nares pokiwał głową.
- Masz rację. Dobranoc nianiu.
- Dobranoc paniczu – pochyliłam się i ucałowałam czółko chłopca, a ten uśmiechając się słodko zagłębił się jeszcze bardziej w poduszki i kołdrę.
Wychodząc z pokoju zamknęłam drzwi najciszej jak umiałam. Niepotrzebne trzaskanie mogłoby w końcu tylko wystraszyć próbującego zasnąć panicza.
- Pani Ayno – odezwał się głos niedaleko mnie. Lokaj wykonał ręką ruch, jakby mnie zapraszał, bym poszła za nim.
Unosząc lekko poły sukni, by jej nie przydeptać, ruszyłam za nim dość żwawym tempem narzucanym przez mężczyznę. I pomyśleć, że na tak słabowitego staruszka wygląda...
Lokaj poprowadził mnie korytarzem, aż w końcu weszliśmy do jadalni. Z niej zaś przeszliśmy przez drzwi do kuchni, a za nią dalej, przez kolejne drzwi, do następnego korytarza, tym razem węższego i nie tak wystrojonego. Pełno zamkniętych przejść po obu stronach korytarza upewniło mnie w jednym – oto były pokoje służby.
- Ten pokój od dzisiaj należy do ciebie, pani Ayno – powiedział lokaj, wskazując mi drzwi. Zachęcona jego spojrzeniem nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Pomieszczenie było niewielkie. Miejsca starczyło w nim zaledwie na jedno, wąskie łóżko i szafkę na odzienie. – Życzę pani dobrej nocy.
- Dziękuję – odpowiedziałam i dygnęłam lekko, nieoficjalnie a bardziej grzecznościowo. – Panu również dobrej nocy.
Lokaj skinął głową. Kiedy wyszedł, zamykając za sobą drzwi, usiadłam na brzegu łóżka, splatając dłonie na kolanach.
Siedziałam.
I czekałam.

~*~

Odgarnął lekko kosmyk brązowych włosów i ucałował odsłonięty, delikatny policzek.  Kobieta mruknęła przez sen i uśmiechnęła się, przekręcając się na plecy i wyciągając ręce za głowę. Ale nadal spała spokojnie i głęboko.
A on nie spał. Wstał, narzucając na ramiona ciemny, gruby szlafrok.
Zmierzając w stronę swojego gabinetu nie spodziewał się, że ma towarzystwo. Tym bardziej więc wystraszył się, kiedy nagle u jego boku bezgłośnie, w całkowitej i nieskazitelnej ciszy wyrósł cień i szepnął:
- Mój panie.
Uniósł rękę, dociskając ją do ust, powstrzymując krzyk. Sposób, w jaki Ayna tak nagle pojawiła się przy jego boku, a na dodatek tak cicho i niespodziewanie, mógł przerazić doprawdy każdego. A zwłaszcza Azela, który jednak nie przywykł do takich niespodzianek.
- Wystraszyłaś mnie – szepnął, kiedy tylko odzyskał możliwość normalnego oddechu.
Dziewczyna, z głową schyloną pokornie, dygnęła, ujmując w dłonie fałdy sukni.
- Proszę o wybaczenie, mój panie.
- To nic, to nic – mruknął, nerwowo wygładzając rękawy szlafroka. – Nie spodziewałem się i tyle... Dobrze więc, chodźmy. Nie czas na pogaduszki.
Znowu ruszył korytarzem. I przez chwilę, w ciszy przerywanej tylko i wyłącznie odgłosem jego kroków, zastanawiał się czy Ayna w ogóle idzie za nim? Nie słyszał jej. Nie potrafił wyłapać najcichszego stuknięcia jej butów o posadzkę.
Kiedy jednak się obejrzał ponad ramieniem, dostrzegł ją, która szła cały czas za nim z pokornie spuszczoną głową i dłońmi splecionymi na podołku.
W sposobie, jakim zdawała się wręcz sunąć bezgłośnie nad posadzką, było coś przerażającego. I właśnie to coś sprawiło, że znów przywołał swoją własną myśl z dzisiejszego poranka.
Cudowne, zaprawdę cudowne narzędzie sobie wytresował...
Otworzył drzwi gabinetu i wszedł do środka, jednocześnie odwracając się, by je zamknąć. Chciał zaczekać chwilę, aż i dziewczyna wejdzie, jednak... Nie było jej ni na korytarzu, ni przed drzwiami. Zaskoczony obejrzał się. I dostrzegł, że ona była już w środku.
Jak do...? Nie ważne...
Po niej chyba można się spodziewać wszystkiego. A to dobrze. Bardzo dobrze.
Zamknął drzwi na klucz z cichym stuknięciem zamka.
- Więc – zaczął i chrząknął cicho, unosząc dłoń do ust. Dziewczyna stała w swojej nieruchomej pozie, czekając posłusznie – nie owijając w bawełnę przejdźmy do sedna sprawy.
- Moja praca jako niania jest tylko grą – powiedziała dziewczyna, nie podnosząc nawet spojrzenia.
- Owszem – przytaknął, obchodząc biurko i odsuwając fotel. – Twoja prawdziwa robota dopiero się zacznie. Ale od początku. Pozwól, że ci wszystko wyjaśnię.
Azel kopnięciem odrzucił dywanik na bok. A potem schylił się i uniósł klapę w podłodze, odsłaniając drabinę.
Ruchem ręki nakazał dziewczynie zejść na dół, a ta, bez najmniejszego wahania czy oznak sprzeciwu, wykonała polecenie. Po chwili usłyszał po raz pierwszy, ciche stuknięcie, które upewniło go, że jest już na dole.
Podpalił świeczkę i z nią w jednej ręce, drugą dopomagając sobie w schodzeniu, również wszedł do tunelu. Był w nim zimno i wilgotno, ale płomyk świecy rozganiał ciemność.
Tunel ciągnął się do przodu, aż nie było widać końca ukrytego w mroku.
- Wyjście po drugiej stronie doprowadzi cię do domu Hithaina. Od dzisiaj będziesz nim często chodzić, więc nie zapominaj, by dobrze zamknąć drzwi gabinetu – powiedział, jednocześnie wręczając jej kopię klucza. – U niego znajdziesz potrzebne ci wyposażenie, ekwipunek, odzienie... Wszystko, czego byś potrzebowała do swej pracy. A gdybyś potrzebowała czegoś więcej, on ci wszystko załatwi, zapamiętaj.
- Tak jest, mój panie.
- No. A co do twojej roboty... – ruszył wilgotnym, podziemnym korytarzem, rozganiając mrok płomykiem świecy. Dziewczyna, choć bezgłośnie, szła za nim. Tego był już pewny. – Łatwo się domyślić, że na Jego Królewską Mość czyhają różne niebezpieczeńswa, czyż nie? Zdrajcy, buntownicy, politycy, ministrowie... Ze wszech stron otaczają go ludzie, którzy najchętniej widzieliby go w trumnie. My zaś jesteśmy odpowiedzialni i powołani do swej funkcji, by trzymać to zagrożenie jak najdalej od naszego miłościwie panującego nam władcy. Jak to robimy? Ot, wyszukujemy źródło całej choroby toczącej się w sieci królestwa i eliminujemy je. Chyba rozumiesz, co znaczy eliminujemy, prawda? W ten sposób już wiele, wiele zamachów stanu nie doszło do skutku, bowiem na dzień przed planowanym buntem ich przywódca nagle, nieszczęśliwie, popełniał samobójstwo, wieszając się w swej kwaterze. To jest nasza praca. Brudzimy sobie ręce dla dobra króla.
Trochę to zajęło, ale w końcu doszli do końca tunelu. Drabina na zimnej ścianie była lśniąca od panującej wszędzie dookoła wilgotności. A kij, który stał w kącie, chyba nie był tam bez powodu. O tym dziewczyna przekonała się zaraz, kiedy też Azel chwycił drewniane narzędzie i unosząc je wysoko stuknął nim parę razy o klapę zamykającą wyjście z tunelu. A ta uniosła się.
W świetle padającym przez kwadratowy otwór, dostrzegła znów ten głupowaty wyszczerz i roztrzepane włosy Hithaina.
- Ahoj tam, na dole! – powiedział wesoło, unosząc rękę i dotykając dwoma palcami czoła w salucie.
- Tej nocy możesz spokojnie zaznajomić się ze swoimi narzędziami pracy. Wybierz najlepiej pasującą ci broń, dopasuj odzienie... Jeśli będziesz czegoś potrzebować, mów to temu tutaj – Azel wymownie uniósł dłoń, wskazując na szatyna, który kucał przy klapie, czekając.
- Tak panie.
- No. Zatem ja wracam. Dobrej nocy.
Mężczyzna odwrócił się, wracając tą samą drogą, którą oświetlał sobie płomykiem świecy. Zaś ja wpięłam się po drabinie na górę. I znowu, jak rankiem, znalazłam się w domu Hithaina, choć tym razem przybyłam tu nieco inną drogą.
- Witam znów panienkę – mężczyzna skłonił się przesadnie nisko, ściągając wyimaginowany kapelusik.

~*~

Oooook...
Jaa, ja sama nie wiem jak to wyszło ;_; Tak długo nie pisałam nic na bloga żadnego i jakoś tak... No jakoś tak no! Wybaczcie!
Ok, oceńcie itd... A jak czegoś nie wiecie/nie rozumiecie... Po prostu mówcie! Postaram się wyjaśnić, o ile będę mogła wyjaśnić, bo nie chcę zaspojlerować przypadkiem czegoś :3
Buzia, kasztanki ~ <3


~Podobało się? Komentuj!~

9 komentarzy:

  1. Renee-san! To jest fantastyczne! Czułam jakbym czytała jakiś bestseller, a nie opowiadanie! Sama nie wiem, co mam pisać. Może zacznę od krytyki? Więc.. Raz Ci się zdarzyło napisać budami zamiast butami. W wypowiedziach powtarzasz niektóre słowa i związki. Aż tak barxzo to nierozprasza, bo człowiek pochłonięty jest wyobrażaniem sobie tego. Prolog pozostawia wiele do myślenia, pełno pytań i intryg. Jestem zafascynowana. Ayna jest niesamowita. Już od paru miesięcy niewidziałam, tak dobrze wykreowanej postaci. Fabuła.. Można powiedzieć, że banalna jednak to czyni ją niezwykłą. Twój styl pisania wszystko dopełnia tworząc jednolitą całość. Jestem oczarowana. I zadaję tylko pytanie, kiedy można spodziewać się kolejnej części?
    Życzę czasu i weny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. REN-CHAN! STĘSKNIŁAM SIĘ! ;__;
    Dobrze cię znowu widzieć. :3 Zaprawdę, powiadam ci, to jest po prostu PRZEZAEBYSTE! :D Akcja jest umiejscowiona dokładnie w tych czasach, o których najbardziej lubię czytać książki (ja tam twoje opowiadanie traktuję jak książkę, bo, tak jak wyżej, jest niesamowite). ^^ I jeszcze ten słodki Nares... *w* I wszystkie postacie takie... realistyczne. :3 Bardzo mi się podoba to, co tutaj wymyśliłaś. ^^
    Życzę mnóstwo weny i pozdrawiam! :*
    P.S. Naprawdę się cieszę, że wróciłaś. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! *w*
    Niewiele jest opowiadań, a nawet i książek, które spodobały mi się bardziej od tego. Pisz dalej, bo cudownie ci to wychodzi. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. No więc tak... *naciąga rękawy i naciąga splecione ze sobą palce, które trzeszczą złowieszczo* :D
    Przede wszystkim, cieszę się z powrotu jednej z najlepszych autorek opowiadań blogowych, jakich miałam okazję czytać :) I cieszę się jeszcze bardziej, że postanowiłaś opublikować nam historię stworzoną dzięki własnej wyobraźni - coś nowego, świeżego.
    Czas, w którym rozgrywa się akcja nie należy do moich ulubionych, jednak opisami otoczenia (szczególnie miasta) kupiłaś mnie od razu. Mimo otwartych oczu widziałam przed sobą, jak rudowłosa kobieta stępa po chodniku stukając swymi "budami" ( :P ) w kierunku murku, a następnie kroczy pewnie po dzielnicy Słońca w zamierzoną stronę. Wtedy przeniosłam się w ten świat całą sobą :D
    W ogóle, z początku, jeszcze przed pojawieniem się prologu wyobrażałam sobie główną bohaterkę jako posiadaczkę prostych włosów w odcieniu jaśniejszego brązu, jakże więc wielkie było moje zaskoczenie czytając o burzy rudych loków! No ale... to było jedyne, czym mnie zaskoczyłaś. Może to też sprawka nagłówka, jednak od pierwszych słów prologa niemal wiedziałam co będzie dalej.
    Chociaż nie, jest jeszcze coś czym mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że Anyo będzie pracować/działać na rzecz szkody panujących rządów, a (przynajmniej na początku) okazuje się, że ma po cichu chronić króla. Dlaczego "przynajmniej na początku"? Ponieważ to "tylko" świetny prolog. Wierząc w twój talent i pomysłowość oczekuję ciekawych zwrotów akcji. Bo kto to może wiedzieć, prócz Boga i samej Renii, co wymyśliłaś dla nas w kolejnych rozdziałach :D Choć w głowie kłębi mi się już kilka pomysłów, staram się w to nie zagłębiać. Wolę dać się ponieść twojemu opowiadaniu, byś tak jak przy pierwszej notce, sama prowadziła mnie przez tą historię :)
    Znalazłam kilka literówek (chyba z cztery, nie wyliczałam dokładnie :P), niekiedy też napotkałam na powtórzenia, niemniej czytało mi się przyjemnie i wciągająco ^^
    Opisy postaci były dla mnie wystarczające, choć brakowało mi rysopisu Azela. Za to czasem wydawało mi się, że kładłaś zbyt dokładny nacisk np. na białe rękawiczki lokaja, czy też nienaganną postawę głównej bohaterki (chodzi właśnie o te powtórzenia, choć było ich naprawdę niewiele). Za to wykreowanie postaci - bardzo dobre, a ich reakcje na nawet najdrobniejsze gesty i zdarzenia właściwe, przez co opowiadanie nabiera realizmu ;p
    Rozbawiła mnie scena, w której Azel rozmawiał ze swoją żoną, kobita jest konkretna :D Świetnie ci to wyszło ^.^ Za sceny z Naresem również stawiam ogromnego plusa. Całościowo, sposób w jaki opisujesz i umieszczasz dialogi sprawia, że jeszcze bardziej można poczuć właściwy klimat.
    Dobra, dość już mojego wymądrzania się! Zapowiada się na ciekawą opowieść, wręcz intrygującą, więc z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnych rozdziałów! Prolog wyszedł Ci bombowo :D I choć cieszę się, że postanowiłaś przełożyć jeden ze swych pomysłów na bloga, to czekam też na wydanie twojej książki. Już mam przyszykowane miejsce w gablotce z książkami, nie pozwól mu się kurzyć zbyt długo xD
    Duuuuużo weny i buziaki :*** (jejku, już myślałam, że nie będę miała okazji ci ich wysłać =.{ Nawet nie wiesz jak się teraz cieszę :DDD)

    OdpowiedzUsuń
  5. Okey, może zacznę od tego, że do tej pory nie komentowałam Twoich blogów. Byłam takim sobie cichym i zachwyconym obserwatorem. Ale to dlatego, że do tej pory nie posiadałam konta na Bloggerze. Tak, czy siak... trafiłam tutaj i od razu pomyślałam: "Czym też Reneé znowu nas uraczy?" I muszę powiedzieć, że się nie zawiodłam.
    Chociaż (jak to już pisały moje poprzedniczki) zdarzyło się kilka literówek, zgubiłaś literkę lub je przez przypadek zamieniłaś, to jestem zdania, że najlepszym się przecież może zdarzyć. Być może, po prostu jestem na to uczulona i wyłapuję takie drobiazgi ;) I skończyło się na tym, że prolog musiałam przeczytać dwa razy, by za kolejnym skupić się na samej treści. Ale nie żałuję~ ^^
    Zacznę od tego, że przypadło mi do gustu to, w jakich czasach rozgrywa się akcja opowiadania. To zdecydowanie moje klimaty ;) Od razu też spodobał mi się opis panujących tam zasad, podziału na klasy i dzielnice. Choć zabrakło mi dokładniejszego opisania dzielnicy Słońca, lub tej mieszczańskiej. Chociaż, z drugiej strony, może byłoby to za wiele jak na prolog.
    Nie wiem czemu, ale wygląd głównej bohaterki w ogóle mi nie podpasował... Ale nie słuchaj mnie! To kwestia gustu, a ja po prostu musiałam to napisać z wrodzonej przekory >.< Najważniejsze jest to, by autorka była zadowolona ^^ Za to bardzo mnie interesuje jaki to ekwipunek będzie się składał na wyposażenie Ayny~
    Jejku, nie wiem dlaczego, ale przy ostatniej scenie Hithain wydał mi się taki... w porządku :D Ale mam wrażenie, że on nas czymś jeszcze zaskoczy. Choć nie wiem dlaczego, po prostu tak mi się wydaje :P
    No i jeszcze ostatnie zdanie o rodzince Azela. Zgadzam się z Yashą: jego żonka ma charakterek ;) Scena z Naresem była dla mnie taaaakaaa urocza~ szkoda dzieciaka, przynajmniej teraz ma Aynę ^^
    No! Dodam już tylko, że prolog bardzo mi się spodobał i że z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział :) Pozdrowienia dla Ciebie, weny życzę~ *3*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne <3 Czytając początek prologu od razu się wciągnęłam :3 Powodzenia i duuuuuuuuuużo weny życze :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww yeah! Renee is back and Mira is happy!
    No ale do rzeczy:
    Superniania atakuje! :D A może Merida Waleczna? Nie ważne... Tak w ogóle, to skąd ty wzięłaś taki pomysł, to ja nie wiem... Ogólnie zapowiada się genialnie, uwielbiam takie klimaty! I jeszcze ten pomysł, żeby niania była zabójczynią! Cud, miód, naleśniki!
    Na rozdział czekam z niecierpliwością i ślę wenę pocztą gołębią. Żeby się tylko nie zgubił biedaczek... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Renee, moja najsłodsza! <33
    Pomysł znakomity, muszę przyznać szczerze. Proszę, wybacz mi, że nie wyłapywałam błędów, ale cały czas czuję się wręcz koszmarnie, więc... Ale przejdźmy już do prologu. Trafiłaś w moje klimaty, kochana! Po prostu strzał w dziesiątkę - już się nie mogę doczekać rozdziału pierwszego.
    A do Ciebie już wędruje moja niania-morderczyni... Oczywiście z listem przesyłającym wyrazy uznania :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow. Aż siedziałam wlepiając wzrok w ekran przez kilka dobrych minut. Co tu dużo pisać - ten prolog to CUDO *.*. Bardzo mnie tym zaiteresowałaś i wiedz, że właśnie zyskałaś wierną, anonimową czytelniczkę :3. To lecę nadrabiać następne rozdzialiki^^.

    OdpowiedzUsuń